Po kuchni irańskiej, którą otwarła przed nami niczym swoje serce nasza koleżanka Justyna, to kolejna egzotyczna dla nas kuchnia. Można powiedzieć, że wystartowałyśmy ambitnie, a wieczór okazał się kulinarnym sukcesem, co zawdzięczamy między innymi świetnie zorganizowanej Chantal z Discovery Africa, która wprowadziła nas w jej tajniki oraz Agnieszce, która na ten wieczór użyczyła nam swojej kuchni. Wieczór rozpoczął się od prezentacji niektórych, zupełnie nieznanych nam produktów, takich jak maniok, sos moambe z nasion olejowca gwinejskiego, papryczki dame Jeanne, mangostan czy inne egzotyczne owoce, po które Chantal wysłała nas wcześniej na marché du Vieux Tilleul. Targowisko ma miejsce w każdy czwartek od 14stej do 20stej przy Avenue Boondael, a wśród straganów znajdziecie bajeczne stoisko państwa z Kongo, którzy sprowadzają egzotyczne owoce i warzywa.
Można również u nich kupić domowej roboty sosy. Ja wybrałam najłagodniejszy na spróbowanie. Wspólnota afrykańska w Brukseli jest na tyle liczna, że bez trudu znajdziemy tutaj egzotyczne produkty i przyprawy. Nie brakuje również fajnych knajpek z afrykańską kuchnią. Na końcu znajdziecie kilka sprawdzonych adresów, które przekazała nam Chantal.
A wracając do naszego wieczoru w pierwszej kolejności przygotowałyśmy sałatkę z owoców egzotycznych, ponieważ wymagała schłodzenia. Owoce mangostanu, drogie i rzadkie, zachowałyśmy do degustacji na deser.
Przygotowałyśmy też poncz z rumem, którym nie udało się tym razem upić, gdyż zrobiłyśmy go w wersji zdecydowanie light. Potem przyszła kolej na moambe. Moambe znaczy sos i jest to dosyć tłusty sos z utartych nasion olejowca gwinejskiego, który kupuje się gotowy w puszce. Najczęściej robi się z nim kurczaka, ale można go też użyć do przygotowania krewetek albo ryb. Również z puszki były liście manioku, które w smaku przypominały nam bardzo szpinak szczególnie po dodaniu czosnku.
Ponieważ na rynku kupiłyśmy również banany, Chantal zaproponowała, żebyśmy je ugotowały. W krajach tropikalnych, gdzie banany są ważnym źródłem pożywienia, traktuje się je jak u nas ziemniaki: smaży, gotuje, robi purée lub piecze.
Notatek nie robiłyśmy, Chantal co prawda rozdała nam przepisy, ale z naszego spotkania zapamiętałam, że jest to kuchnia, w której nie liczy się tyle technika i ściśle przestrzeganie receptur, co serce. Moambe to potrawa, która przygotowuje się od święta, a w jej przygotowanie angażują się wszyscy w domu. Zapraszani są znajomi i sąsiedzi. Nie może zabraknąć ryżu i sosu. Ilość wody do gotowania ryżu odmierza się palcem. Nikt nie odważa składników i nikt się nie spieszy. Tak jak my w ten piątek ;))
Nasze kolejne spotkanie już wkrótce! Tym razem próbować będziemy sałatki winegred, solanki, a może i dobre bliny uda się nam zrobić. Bo w to, że będzie twórczo i wesoło nie wątpię ;))
- Gri Gri przy Rue Basse 16, 1180 Bruxelles (Uccle) - www.gri-gri.be
- Kergi przy Rue Blaes 159, 1000 Bruxelles
- Le Kanodou Resto przy Chaussée de Charleroi 73, 1060 Bruxelles - www.kanodou-resto.be
- bardzo modny ostatnio Kokob, z kuchnią etiopską – warto tam zajrzeć, jeśli będziecie przejazdem w Brukseli, to zaledwie dwa kroki od siusiającego chłopczyka
- targowisko przy Av. Boondael – egzotyczne warzywa i owoce
- Chantal poleca również soki z owoców egzotycznych Rubikon do kupienia w pakistańskich sklepikach w Brukseli
Tez myślałam, że to szpinak:-)Fajne macie spotkania, no i dostęp do tak egzotycznych składników-)Tylko pozazdrościć...
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Wam takich spotkań! Ja na razie tylko stoję i patrzę na różne manioki i inne korzonki, potrafię tak dobrą minutę się gapić, albo i dłużej ;-) We Francji nie ma problemu z różnymi egzotycznymi składnikami, trzeba tylko wiedzieć jak się do nich dobrać. Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńFantastyczny pomysł na te babskie spotkania z kuchniami świata! A do tego etniczny targ, postaram sie zapamiętać i kiedyś bedac w Bru go odwiedzic. Chocby tylko po to, by nacieszyć oczy :)
OdpowiedzUsuńTen targ tak troche nie po drodze, bardzo dzielnicowy jest, a oczy nacieszyc tez mozna na Matonge ;))
UsuńFajny wpis, juz od paru lat nie jadlam moambe a bardzo lubie i kiedys robilam od czasu do czasu! Czas na powtorke! Gri-gri to kolo mnie a nigdy nie bylam! O tej etiopskiej tez slyszalam wiele dobrego, jest na mojej liscie miejsc do odwiedzenia :-)
OdpowiedzUsuńKuchnia etiopska i knajpa nie zachwycily mnie. Bylo ok, ale nie wybralam sie wiecej. Po prostu to nie moje smaki. Dlatego nie bylam pewna kuchni Kongo. Pozytywnie sie zaskoczylam. Zrobie w domu. Nie wiem kiedy, ale zrobie.
OdpowiedzUsuńPracuje obecnie nad kims, kto moglby przygotowac cos dla nas z Senegalu ;)) Moze sie uda...
UsuńBardzo ciekawe to muszą być spotkania. Jak można się przyłączyć do waszego klubu?
OdpowiedzUsuńJoanna
Joanna, wszystkie informacje znajdziesz na stronie internetowej bekap.be
UsuńPozdrawiam serdecznie !
Incicjatywa bardzo fajna, a do tego nauka czegos nowego i to od osoby, która się na tym zna. Odkrywanie nowych smaków jest fascynujące. Zazdroszcze możliwości kupienia/ spróbowania czegos tak egzotycznego! :) w pl w dalszym ciągu trudno o to, tutaj dla niektórych nawet ciecierzyca jest ciągle czymś egzotycznym :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie