Tielle - nie mam pojęcia, jak je nazwać. Nadziewane placuszki...? Octopus pie…?
Wypieka się je z tutejszego, cienko laminowanego ciasta chlebowego. Wypełnia aromatycznym, ostro przyprawionym sosem z ośmiorniczek.
W trakcie pieczenia ciasto chłonie sos i i przybiera jego kolor, od złotego do intensywnie pomarańczowego. Zapach wyraźnie wskazuje, że mamy do czynienia ze świeżymi owocami morza.
Przepis przywieźli ze sobą włoscy emigranci z Lacjum, którzy ściągali kiedyś do pracy w porcie w Sète, ale na pomysł sprzedawania tielle na ulicy wpadła dopiero Adrienne Virduci w 1937 roku. Jej dzieci i wnuki odziedziczyły oryginalny przepis i w latach 70-tych otworzyły rodzinne atelier, w którym nadal można kupić pieczone na miejscu tielle.
Nawet w niedzielę rano ustawia się tam kolejka, bo nie ma nic lepszego do niedzielnego aperitifu niż kawałeczek tielle – tak przynajmniej uważa się w Sète i okolicy i muszę przyznać, że jestem podobnego zdania. I aż dziw bierze, że tielle nie "wyeksportowała" się poza granice regionu jak na przykład słynna pissaladière.
Tielle znajdziemy w wielu piekarniach w mieście, a nawet supermarketach, ale w Sète każdy wam powie, że najsmaczniejsze tielles dostać można przy rue Révolution n. 35, gdzie, jak widzicie, nie omieszkałam zajrzeć, a kilka tielles udało mi się nawet upchnąć do walizki i zabrać do domu.
Oj, już czuję ich smak, bo uwielbiam takie klimaty :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Basia
Świetny materiał:)
OdpowiedzUsuńw sobotę robię beta-test!
OdpowiedzUsuńByłam w Sete, ale nie jadłam tych ciasteczek. Następnym razem jak tam będę, to nie omieszkam ich spróbować.
OdpowiedzUsuńNatomiast stamtąd urzekły mnie smakowo takie podłużne ciasteczka. W smaku pomarańczowo- anyżowo- waniliowe. Nazwy nie pamiętam teraz. Super, również polecam :)
Pozdrawiam An
An,
Usuńpewnie to byly bistouquettes à l'orange...?
Mniam ......A przepisu Pani nie udalo sie wziac do waluzki ? Bisous dta
OdpowiedzUsuńA przepis polecial do Belgii w walizce rowniez ? Bisous dta
OdpowiedzUsuń