Kilka tygodni temu słuchałam ciekawej audycji radiowej o kulinarnych trendach w 2011. Mówili, że nadal mają być modne te tak zwane zapomniane warzywa – légumes oubliés/forgotten vegetables (Nie śmiejcie się, tutaj na pierwszym miejscu znalazł się burak, potem zaraz za nim ziemniaki truflowe (vitelottes), pasternak i bataty). W sumie dobrze, że modne, bo dzięki temu zaczęły się pojawiać w handlu, w przepisach, magazynach, programach kulinarnych i na stołach w tych ambitniejszych knajpkach. Zapomniane, bo często kojarzą się nam z papkowatą bryją ze szkolnej czy zakładowej stołówki, a tym starszym z okresem wojny albo czasami, kiedy trzeba było zaciskać pasa i nie było takiego wyboru jak dziś. Zapomniane niesłusznie, bo zapomniane warzywa to często zimowe korzenie i bulwy, które w fantastyczny sposób mogą urozmaicić nasz zimowy jadłospis a co niektórych pewnie wprawiłyby waszych gości w zdumienie: A jak to / a z czym to się je??? Nie tylko zdrowe, ekologiczne (rosną blisko, nie trzeba ich sprowadzać z daleka), to do tego jeszcze chrupiące i smaczne. Wiem, wiem: czasami trudne do zdobycia, ale jeśli popytamy znajomych działkowiczów i handlarzy na pobliskim ryneczku, może się okazać, że są na wyciągnięcie ręki.
Kasza pęczak ze skorzonerą
(Proporcje dla 4-5 osób. Przepis z książki Alain'a Ducasse'a Nature - simple, sain et bon)
250 g kaszy pęczak
pół kilograma obranych korzeni skorzonery
szklanka białego wytrawnego wina
z litr bulionu lub wywaru z warzyw
1 mała kiszona cytrynka (przepis na cytryny na blogu Anoushki)
garść rodzynek
posiekany szczypiorek
trochę oliwy, sól i pieprz
W sumie jest to takie jakby risotto z kaszy pęczak. Zaczynamy od oczyszczenia skorzonery, którą zaraz po obraniu wkładamy do miski z wodą z dodatkiem soku z cytryny. Płuczemy i kroimy na kilkucentymetrowe kawałki. Wrzucamy na rozgrzaną oliwę i podsmażamy przez 5 minut. Rodzynki zalewamy gorącą wodą, żeby napęczniały. Kaszę dodajemy do skorzonery, mieszamy i zalewamy szklanką białego wina. Kiedy wino odparuje, dodajemy cytrynę pokrojoną w kostkę i rodzynki. Dalej postępujemy dokładnie tak jak z typowym risotto: co jakiś czas mieszamy i dolewamy trochę bulionu. Gotujemy przez dobre 30 minut, aż kasza będzie miękka.
Na samym końcu posypujemy drobno pokrojonym szczypiorkiem. Potrawa jest jednocześnie lekko słodkawa dzięki skorzonerze i rodzynkom a dzięki cytrynie ma lekko kwaśnawy, bardzo przyjemny posmak.
I jeszcze przy okazji, wypadałoby mi wspomnieć o wyróżnieniu, jakie spotkało mnie ze strony Sylwii z My shabby chic i Hanki z Belgowa. Szczerze mówiąc, to nie wiem, jak się tam znalazła Belgia od kuchni, bo to blogi zupełnie nie kulinarne*, ale bardzo mi miło z tego powodu, chociaż zupełnie nie przepadam za łańcuszkami. I proszę nie pytajcie, co noszę w torebce i o siedem rzeczy, których nikt o nmnie nie wie. Lepiej niech tak zostanie, nie lubię się wywnętrzać, a Belgia od kuchni jest od pokazywania Belgii i ma się kręcić głównie wokół kuchni, a nie mojej torebki. A ponieważ dzisiaj jest (podobno, bo u nas nie ma komu obchodzić*) dzień kota, to przyznam się, że zaglądam ostatnio do Ryśka i Marchewki. Nie wiedzieć czemu, lubię sobie popatrzeć na te dwa rudzielce.
* Zapewne chodzi o jakieś profity, gofry, czy coś w tym rodzaju...;)
* Gdyby ktoś wiedział, kiedy jest impreza jakaś dla psów, prosimy o kontakt z Jogim.
czwartek, 17 lutego 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
świetna propozycja, szkoda że w sumie ciężko dostępna ta skorzonera chociaż ostatnio coraz więcej się o niej mówi więc może spotkam ją kiedys w warzywniaku :) pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńja niestety za skorzonera nie przepadam, ani za ta serwowana w naszej stolowce zakladowej, ani jak sama z poswieceniem robilam (w rekawiczkach obieralam hihi). A peczak to jak jest po tutejszemu, orge perlé?
OdpowiedzUsuńJak najbardziej Ola, orge perlé, mozna znalezc no i moge sie podzielic ;))
OdpowiedzUsuńA ja jej nigdy nie widziałam i nie próbowałam - taka ona zapomniana jest... A pęczak to lubię i jadam:)Z cebulką i z apetytem;)Dla mnie pycha, ale dla niektórych to on tez przedpotopowy jest.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia w stronę Twojej Belgii!
W Austrii skorzonera jest żartobliwie nazwana szparagami ubogiego człowieka.
OdpowiedzUsuńNatomiast do oczyszczania tego warzywa radzę założyć gumowe rękawiczki! Inaczej palce dłoni będą czarne jak amen w pacierzu!
Nigdy nie jadałm skorzonery, ale może warto spróbować - będę się rozglądać za nią. A kaszotto wygląda niezwykle zachęcająco:)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia
Looks delicious! An interesting change for risotto, thanks for posting this!
OdpowiedzUsuńLona
Wyglada bardzo fajnie:) Skorzonera to swietne warzywo, znam przepis na super tapenade i po urlopie zamierzam to zrobic. pozdrowienia Marcin
OdpowiedzUsuńBardzo jestem ciekawa tego przepisu - mam nadzieję, że opublikujesz już niebawem ;))
OdpowiedzUsuń