Brrr, bardzo nam spadła temperatura w ciągu ostatnich kilku dni! A mieliśmy już po 10-12 stopni i mocno wierzyłam w to, że to już wiosna. Na powrót zimy wymyśliłam sobie bardzo puszystą zupę z topinambura. Dodatkowo, żeby było konkretnie z małą wkładką. Nie wiem, co ten topinambur ma w sobie, ale jak by go nie rozrzedzać, mlekiem, śmietaną czy wodą, ta zupa nadal jest aksamitnie kremowa, żeby nie powiedzieć puszysta, i cudownie rozgrzewająca. Czegoś takiego dzisiaj mi było trzeba.
400-500 g bulw słonecznika bulwiastego
1 duży ziemniak
1 cebula
przyprawy
Warzywa obieramy. Ziemniaka i topinambur kroimy w grubszą kostkę a cebulę w piórka. Wrzucamy go garnka, zalewamy półtora litrem wody, solimy i zagotowujemy. Gotujemy przez jakieś 30-40 minut, sprawdzamy czy warzywa są odpowiednio miękkie i jeśli tak, to miksujemy na gładziutki aksamitny krem. Przyprawiamy wedle uznania, dodajemy sól, świeżo mielony pieprz. Jeżeli mamy, możemy dodać kilka kropel oliwy aromatyzowanej truflą. Jeśli uznamy, że zupa jest zbyt gesta, możemy rozprowadzić ja niskoprocentową słodką śmietaną albo mlekiem.
Zupę możemy udekorować usmażonymi przegrzebkami bądź chipsami, które możemy zrobić z a) korzenia pietruszki bądź pasternaku b) z batatów c) z takich oto fioletowych ziemniaczków, które nazywamy tutaj vitelottes, bądź négresse albo truffe de Chine (W Polsce spotykane pod nazwą ziemniaków truflowych). Jest to bardzo stara odmiana ziemniaka, ostatnia powracająca do łask, a charakterystyczną intensywnie fioletową barwę zawdzięcza niezwykle dużej zawartości antocyjanów, naturalnych barwników, które mają niezwykle korzystny wpływ na nasz układ krwionośny.
Gdybyście się natknęli, polecam do spróbowania. Zarówno pomysł na chipsy jak i na zupę ściągnęłam z książki Kedy Black "Vieux légumes", o której wspominałam we wcześniejszym poście.
400-500 g bulw słonecznika bulwiastego
1 duży ziemniak
1 cebula
przyprawy
Warzywa obieramy. Ziemniaka i topinambur kroimy w grubszą kostkę a cebulę w piórka. Wrzucamy go garnka, zalewamy półtora litrem wody, solimy i zagotowujemy. Gotujemy przez jakieś 30-40 minut, sprawdzamy czy warzywa są odpowiednio miękkie i jeśli tak, to miksujemy na gładziutki aksamitny krem. Przyprawiamy wedle uznania, dodajemy sól, świeżo mielony pieprz. Jeżeli mamy, możemy dodać kilka kropel oliwy aromatyzowanej truflą. Jeśli uznamy, że zupa jest zbyt gesta, możemy rozprowadzić ja niskoprocentową słodką śmietaną albo mlekiem.
Zupę możemy udekorować usmażonymi przegrzebkami bądź chipsami, które możemy zrobić z a) korzenia pietruszki bądź pasternaku b) z batatów c) z takich oto fioletowych ziemniaczków, które nazywamy tutaj vitelottes, bądź négresse albo truffe de Chine (W Polsce spotykane pod nazwą ziemniaków truflowych). Jest to bardzo stara odmiana ziemniaka, ostatnia powracająca do łask, a charakterystyczną intensywnie fioletową barwę zawdzięcza niezwykle dużej zawartości antocyjanów, naturalnych barwników, które mają niezwykle korzystny wpływ na nasz układ krwionośny.
Gdybyście się natknęli, polecam do spróbowania. Zarówno pomysł na chipsy jak i na zupę ściągnęłam z książki Kedy Black "Vieux légumes", o której wspominałam we wcześniejszym poście.
Ściągam od Ciebie ten pomysł:) Tylko ni będzie łatwo, bo gdzie ja topinambur u siebie zdobędę?! Ale zupa wygląda na rzeczywiście wyjątkowo puszystą i kremową! A pomysł na chipsy także przedni!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Coco, czytałam o dodawaniu do gotowania soku z cytryny i sody celem zniwelowania efektów ubocznych spożywania topinamburów ;) słyszałaś o tym? W Polsce topinambury wciąż nie są zbyt popularne, a ja w ich temacie wciąż mam za małą wiedzę.
OdpowiedzUsuńJakie skutki uboczne spożywania topinamburów?
UsuńNigdy nie natrafiłam jeszcze na topinambura, ale spotkam go w jakimś sklepie, to wypróbuję:) Wygląda super, choć zupełnie nie potrafię wyobrazić sobie jego smaku;)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię topinambura a zupa z niego jest doskonała. A teraz sezon na topinambury jeszcze w ppełni. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJa też marzę o takiej zupie, ale właśnie z powodu znikomej dostepności topinambura(u?), chyba na marzeniach się skończy... Ale wygląda wybornie:D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Uwielbiam wszystko o czym wspominasz w dzisiejszym poscie! No moze procz przegrzebkow ;) Ksiazke tez mam, nawet miseczki te same... Chyba mamy podobny gust ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdezcnie!
bardzo ciekawa
OdpowiedzUsuńhe he a my w tym sezonie (czyli juz bardzo niedlugo) mamy w planie posianie topinamburow (nie ma innej, bardziej polskiej nazwy?) w naszym skromnym warzywniaku.
OdpowiedzUsuńpodobnmo rosnie jak chwast! a te nam najlepiej wychodza!
Małgo, no jasne, że jest: słonecznik bulwiasty się to zwie ;) Podobno tak właśnie ;) Nie poślizgnęłaś się dzisiaj w drodze do pracy?
OdpowiedzUsuńBeo, to bardzo się cieszę, jeśli trafiam w twoje gusta ;)) no i chyba też mamy podobne sklepy w okolicy ?
Krewimleko, nie marzymy, tylko wypytujemy na ryneczku albo u znajomych działkowiczów, czy ktoś nie ma.
Lidko, podzielam całkowicie twoje zdanie ;)
Delikatessen, smak podobny do karczochów, tylko jakby troche osrzejszy.
Wegetarinko, to chyba zależy od cech osobniczych. U siebie efektów takowych nie zauważyłam, choć topinambur jest z tego znany, między innymi, ale może to tylko ploty? Zupę jadłam przez dwa dni i nic się nie działo ;)
AM, daj znać, czy udało się go znaleźć ;)
Niestety nie sadze, ze mamy podobne sklepy, w CH bowiem 'znanych' sklepow wybor dosyc maly :/
OdpowiedzUsuńTa seria byla akurat przez kilka tygodni latem w jednej z tutejszych sieciowek, od razu mi sie spodobalo :)
Wlasnie mialam do Ciebie dzwonic o ten przepis, a tu niespodzianka:) Wszystkie skladniki w domu, super. A to maz sie ucieszy:)
OdpowiedzUsuńA niech mu będzie na zdrowie !
OdpowiedzUsuńzupka dobra ale ja jeszcze kostkę rosołową dorzuciłam :P
OdpowiedzUsuń