sobota, 12 lutego 2011

Kasztanowy crème brûlée i Another year

Przyznam, że długo czekałam na ten dzień. Dzień, w którym uda mi się wreszcie wyjść po raz pierwszy w tym roku do ogrodu i trochę popracować. Po tak spędzonym dniu mam przeważnie zniszczone ręce, połamane plecy i ochotę na coś dobrego. A mimo tego jestem bardzo szczęśliwa, tym bardziej, że tym czymś dobrym był dzisiaj kasztanowy crème brûlée, który przygotowałam już wczoraj wieczorem. Wystarczyło go po powrocie z ogrodu po prostu posypać cukrem i wsunąć do piekarnika. Zapraszam. 


Kasztanowy crème brûlée dla 4 osó

(przepis z magazynu Saveurs)

2 żółtka
20 g cukru
300 g gotowego kasztanowego purée lub kremu z puszki
30 cl słodkiej śmietany
4 łyżeczki ciemnego cukru
do dekoracji kremu: trochę cukru pudru, pokruszonych orzeszków pistacjowych i kasztanów 



Piekarnik rozgrzewamy na 150 stopni. Śmietanę podgrzewamy w rondelku. Żółtka ubijamy z cukrem. Kiedy żółtka z cukrem osiągną jasny kolor, powolutku dolewamy gorącą śmietanę cały czas mieszając. Dodajemy krem kasztanowy z puszki, pomagamy sobie trzepaczką, żeby purée kasztanowe ładnie połączyło się na gładką masę z żółtkami. Masę wylewamy do żaroodpornych naczynek i wstawiamy w kąpieli wodnej do piekarnika na 40 minut. 

Po wyjeciu z piekarnika krem wygląda właśnie tak. 



Po przestudzeniu wstawiamy go do lodówki na co najmniej godzinę. Przed podaniem posypujemy ciemnym cukrem i karmelizujemy albo w piekarniku z nagrzaną górną grzałką albo pomagamy sobie palnikiem. Dla dekoracji możemy posypać cukrem pudrem, pokruszonymi orzeszkami pistacjowymi i całymi kasztanami.




Dłubiąc sobie dzisiaj w ogrodzie, przypomiałam sobie film Mike'a Leigh.

Film nosi tytuł Another Year i opowiada o tym, jak mija kolejny rok w życiu Toma i Gerri oraz oscylujących wokół tej pary ludzi, ich bliskich i znajomych. Wiosna, lato, jesień, zima... Pory roku mijają, czas płynie na pracy w ogrodzie i w domu Toma i Gerri, szczególnie w kuchni, w której lubią się spotykać znajomi. Często samotni i trochę zagubieni w życiu ludzie, którym nie wiedzie się najlepiej, nie do końca wiedzący czego chcą tak naprawdę, czasami zadręczajacy swoim zachowaniem innych, a przede wszystkim siebie. W sumie bardzo zwyczajni ludzie, daleko im do doskona
łości, i właściwie tacy jak my. A jednak niezwykli i Mike Leigh opowiada o nich w jakiś taki ciepły i poruszający sposób. Do tego obsada aktorska jest fantastyczna, aż trudno uwierzyć, że film zdobył tak niewiele nagród. 

Gorąco, gorąco polecam! 




13 komentarzy:

  1. "Another year" jeszcze nie widzialam - trzeba koniecznie nadrobic! A twoj creme brulee wyglada fantastycznie. Az zaluje, ze nie mam w domu kasztanow...

    OdpowiedzUsuń
  2. Creme Brulee z kasztanów? Pycha! Nigdy czegoś takiego nie próbowałam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. uwielbiam kasztany, sama mam przepis na puree z kasztanów ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Brulee z kasztanów chciałam zrobić, gdy z Amber zajmowałyśmy się w grudniu właśnie kasztanami w TU I TAM. Postawiłam wtedy na Mont Blanc - nie żałuję, ale już wiem, że kasztanowe brulee też muszę koniecznie zrobić:)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. W lutowej 'Kuchni' jest kilka niecodziennych przykładów Creme Brulee (np. na słodko z marchewką lub winogronami oraz figami, a na wytrawnie! z kurzą wątróbką:P) Także myślę, że kasztanowy musi być super, zwłaszcza że w tym roku ich spróbowałam i muszę powiedzieć - smakowały, szczególnie z białą czekoladą!

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ciekawy pomysł na creme brulee. Wciagnelam sie wlasnie ostatnio w jego produkcje, wiec interesuja mnie teraz wszystkie mozliwe wariacje:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kasztanowe brulee to jedno z najlepszych brulee dla mnie.Kocham kasztany w różnych wcieleniach.
    Pyszne zdjęcia!
    Filmu jeszcze nie widziałam...
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam kasztany i uwielbiam creme brulee, a do tego Twoje zdjęcia tak apetycznie prezentują taki smakołyk :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Pyszne zdjęcia, a creme brulee to jeden z nielicznych deserów, które robę i lubię. Pomysł z kasztanami bardzo mi się podoba.
    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  10. Ależ Ci zazdroszczę! "Pure z kasztanów"... Fajnie, że tak sobie idziesz i kupujesz... ale nie poddam się i też poszukam, bo taki deser wart jest zachodu :) Pzdr Aniado

    OdpowiedzUsuń
  11. A to b ciekawe wykorzystanie kasztanow i kolejna ciekawa wersja brulee! Ha! Do wyprobowania! :))

    OdpowiedzUsuń
  12. Zapraszam po odbior wyroznienia.

    OdpowiedzUsuń
  13. myślałam, że widziałam już wszystkie kombinacje na creme brulee, a tu proszę jaka miła niespodzianka! i do tego z KASZTANAMI ;) jak mogłam nie pomyśleć o tym, w końcu taka kombinacja jest w pewnym sensie obowiązkowa:) boskie!
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń