A Londyn pachniał potłuczonymi jabłkami, przepysznym ciastem marchewkowym, kawą ze Sturbucksa i niedrogą egzotyczną kuchnią take away, którą tutaj można znaleźć dosłownie na każdym kroku. A że ja naprawdę mało nowoczesna jestem i nie mam laptopa, a na zaglądanie do cyber kafejek szkoda było czasu, to i blog milczał. To gwoli usprawiedliwienia, żebyście nie myśleli, że już mi się znudziło i więcej przepisów nie będzie. Niech ja się tylko rozpakuję ;))
Porównanie z Wenecją jest mocno przesadzone, ale cicho tam, spokojnie, zupełnie nie jak w Londynie. A może macie jakieś inne ulubione miejsca? Ulubione kafejki, ciastkarnie, knajpki, zaułki, uliczki...?
Podzielcie się adresami, na pewno nie tylko mnie, mam nadzieję, jeszcze się przydadzą.
A to odkrycie ostatniego tygodnia: londyńska artystka Laura Marling w niezwykle nastrojowym, lirycznym wydaniu.
Polecam do kubka gorącej herbaty.
Pozdrawiam jesiennie i serdecznie!
Bardzo klimatyczne zdjęcia, szczególnie to z jabłkami :) Enjoy London! :)
OdpowiedzUsuńOd czego zacząć?!:-) tyle tych miejsc... Cieszę się, że miło spędziłaś czas (a załapałaś się na 30-stopniowe upały ostatnich dni?).
OdpowiedzUsuńTarg Równości (także kulinarnych) w Camden Town... i kanapkowe lunche na trawie skwerów w samym centrum! Rewelacyjne hinduskie jedzenie, małe chińskie knajpki blisko Leicester Square i trochę komercyjna, acz niezawodnie smaczna sieciowa restauracja Wagamama. No i jeszcze Oxford Street w grudniu... (zresztą co tam w grudniu, świąteczne dekoracje zaczną się pojawiać dosłownie na dniach!)... A, no i nasze poczciwe Przekąski Zakąski na tyłach stacji South Kensington. I wyprawy do sklepów po Shortbread, Stilton, dojrzały cheddar i kiełbaski ze świeżymi ziołami. Aha, no i jeszcze Tate Modern. Obowiązkowo! :)
OdpowiedzUsuńPS. Targ Różności oczywiście, nie Równości...;)
OdpowiedzUsuńcudne zdjęcia!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Monika
www.bentopopolsku.blogspot.com
Borough Market.... tak wlasnie polecam go kazdemu kto kocha kucharzyc, jesc i rustykalne klimaty... no i absolutnie musze wspomniec o 'Books for Cooks' przy Portobello Raod - pisalam o niej tutaj: http://kulinarneimpresje.blogspot.com/2010/10/niech-zaswieci-sonce.html
OdpowiedzUsuńprzepiekne zdjecia!
OdpowiedzUsuństraszna mi zrobilas na ciasto marchewkowe :)
Dario, Na Portobello oczywiscie bylam, ale Books for Cooks maja takie dziwne godziny otwarcia. Zawsze trafialam na zamkniete drzwi ;((
OdpowiedzUsuńA z londynskich hal targowych bardzo polubilam Spitalfields.
Delikatessen, na Wagamame ciagle sie umawialam, ale jakos szczescia do azjatyckiego jedzenia nie mam, bo nic nam z tego nie wyszlo. Ale fantastyczne sa te londynskie sieciowki - w Belgii az taki wiele ich nie mamy ;((
Anno-Mario,
podaj chocby jeden ;))
Anoushko, to prawdziwy komplement dla mnie, szczegolnie po tym, jak obejrzalam sobie risotto, jest po prostu piekne !
OdpowiedzUsuńA przepisu na ciasto marchewkowe trzeba bedzie poszukac, jasne ;))
Polecam Cafe Laos na Archway Road i High Tea of Highgate: http://www.highteaofhighgate.com/
OdpowiedzUsuńPisałam o Nordic Bakery tutaj: http://kawowy.blogspot.com/2011/06/korespondencja-z-uk-albo-wyznana.html
OdpowiedzUsuńWspomniany już Borough Market i Columbia Road Market (to jest rynek kwiatowy, ale coraz więcej tam też niezależnych kafejek i restauracji), by wymienić tylko dwa kulinarne miejsca. Planuję zrobić post na temat mojego Londynu, będzie o wielu innych miejscach:-)
londyńska jesień potrafi zachywcać ;) a jak w Londynie - to tylko joy! ;)
OdpowiedzUsuń"Porównanie z Wenecją jest mocno przesadzone, ale cicho tam, spokojnie, zupełnie nie jak w Londynie" -dlaczego? Moim zdaniem porównanie jest trafne.
OdpowiedzUsuń