Kiedy za oknem plucha, temperatura na zewnątrz prawie zimowa, szczególnie rano, kiedy trzeba sobie oskrobać zmarzniętą szybę, i aż trudno uwierzyć, że tydzień temu mieliśmy jeszcze 20 stopni, myślami uciekam do różnych pięknych miejsc, które kiedyś mogłam odwiedzić i do których nadal mnie ciągnie. Jednym z nich są bretońskie wybrzeża, chociaż kto wie, czy w Bretanii nie pada częściej niż w Belgii...? A jeśli Bretania to natychmiast skojarzenia ze świeżutkimi ostrygami jedzonymi właściwie na plaży, galettes du blé noir, solonym masłem i pieczonym far breton ze śliwkami. Po bretońsku będzie to farz fourn, tłumacząc na francuski far au four, a mówiąc po naszemu - nie ukrywajmy - ciężkie, wręcz przypominające zakalec, naleśnikowate ciasto. Trochę, ale tylko trochę podobne do clafoutis, czy flognarde a jednak inne, chyba właśnie dzięki zastosowaniu solonego masła. Radzę serdecznie spróbować, bo połączenie słodkich suszonych śliwek, namaczanych wcześniej w armaniaku lub herbacie, z solonym masłem jest nie do podrobienia. Do tego koniecznie kieliszek schłodzonego cydru lub po prostu dobrego soku jabłkowego.
Far breton
(przepis z Larousse gastronomique)
250 g mąki
szczypta soli
2 łyżki cukru
4 jajka
40 cl mleka
garść suszonych śliwek namoczonych wczesniej w herbacie lub jeszcze lepiej armaniaku
2 łyżki solonego masła
Piekarnik rozgrzać na 200-210 stopni. Sliwki, ktore można zastąpić rodzynkami, namoczyć w jakiejś aromatycznej herbacie lub armaniaku. Mąkę wymieszać z cukrem. Ubijając jajka dodawać mąkę wymieszaną z cukrem, tak aby nie było żadnych grudek. Na końcu cały czas ubijając dodać mleko i sól. Odcedzić śliwki. Możemy dodać ze 2-3 łyżki alkoholu po śliwkach do masy na ciasto. Formę wysmarować delikatnie masłem, ułożyć w niej śliwki i na śliwki wylać masę. Włożyć do piekarnika na 25-30 minut, aż wierzch ładnie sie przyrumieni. Po wyjęciu z piekarnika jeszcze gorący wierzch smarujemy solonym masłem.
Ciekawa jestem, z czym Wam kojarzy się Bretania.
aaa
wtorek, 19 października 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Wygląda świetnie! Chętnie bym spróbowała...
OdpowiedzUsuńjejku, strasznie jestem ciekawa, jak to może smakować!
OdpowiedzUsuńCaramel au beurre salé to dla mnie kulinarne wspomnienie z Bretani. A sam far jak dla mnie trochę za bardzo klajstrowaty, pewnie wszystko zależy od proporcji albo zależy jak się trafi. Takiego domowego jeszcze nigdy nie próbowałam.
OdpowiedzUsuńMnie kojarzy się z ostrygami, mulami i innymi skorupiakami przede wszystkim.
OdpowiedzUsuńDomowy far jadłam tylko raz, u francuskich Znajomych.
Pozdrawiam.
Naleśniki mogę jeść codziennie, więc biorę ten zakalec :))
OdpowiedzUsuńU mnie dziś ani jednej chmurki i będzie ponad 20 stopni, wysyłam Ci trochę tych ciepłych promyków :)
A Bretania kojarzy mi się z szarą solą, której czasem używam w kuchni i łazience, z magicznymi budowlami megalitycznymi i z Tristanem i Izoldą :)
OdpowiedzUsuńKulinarne skojarzenia jakoś mi do głowy nie przychodzą :)
Pozdrawiam!
No w koncu! Jak dlugo mozna czekac na wpis;)
OdpowiedzUsuńA zostalo Ci troche? Odrobinke? Na sprobowanie...
juz wiem,ze bardzo by mi to smakowalo :) swietnie brzmi te laczenie sliwek z maslem solonym...mniam...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Sisters, Wrozko, trzeba sprobowac, inaczej sie nie dowiecie ;)
OdpowiedzUsuńFanny, taki sklepowy, szczegolnie z carrefoura do domowego sie po prostu nie umywa. Oj zatesknilo mi sie za karmelem solonym, trzeba bedzie jechac, przywiezc sobie, albo przepisu na necie poszukac ;)
Amber, no i jakie wspomnienia po wypieku znajomych? Mi mniej kojarzy sie z mulami, bo muli tutaj w Belgii mamy dosyta, wiec to akurat nie muli poszukuje, kiedy wyjezdzam, ale inne skorupiaki i muszle - nigdy im nie odmawiam ;)
Oh Lashqueen, i jak ci nie zazdroscic ? u mnie dalej plucha, i nawet ten far na deszcz niewiele pomogl;( A kulinarne skojarzenia mam obowiazkowo z kazdym miejscem, ktore odwiedzam ;)
Nie zostalo, bo bardzo smakowalo ;) Kiedy sie wreszcie zalogujesz ?
Gosiu, wystarczy sprobowac, nie ma w tym przepisie nic skomplikowanego ;)
Miss, u nas też muli i innych skorupiaków dostatek!
OdpowiedzUsuńMi po prostu z nimi Bretania się kojarzy...
A far bardzo mi smakował.Był wilgotny i aromatyczny.
Jak Bretania, to menhiry i dolmeny, oczywiscie:) A far wyglada bardzo ciekawie, chetnie bym go skosztowala...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
No i cydr koniecznie jeszcze chociaż ten normandzki też mi smakuje...
OdpowiedzUsuńA ten twój placek taki słoneczny, tego mi dzisiaj trzeba było ;)