To dziecko moje namówiło mnie na ten film, bo gra w nim nasz belgijski rozśmieszacz numer jeden, Benoît Poelvoorde. Zazwyczaj wystepuję on w dość specyficznych, sarkastycznych komediach i chyba nie jest znany w Polsce (?). Ale to nieważne. W tym filmie Benoît Poelvoorde wciela się w rolę chorobliwie nieśmiałego faceta, który prowadzi małą, i niestety podupadającą manufakturę czekoladek. Pewnego dnia postanawia zatrudnić przedstawiciela handlowego, żeby jakoś lepiej wylansować swoje wyroby na lokalnym rynku i wyciągnąć firmę z finansowych tarapatów. Zatrudnia Angélique, która robi co prawda podziwiane przez wszystkich w mieście pralinki, ale podobnie jak Jean-René jest chorobliwie nieśmiała, a swój talent i umiejętności skutecznie skrywa przed całym światem. Film zrealizowany przez Jean-Pierre'a Amérisa, który zetknął się z ruchem EA (to jest właśnie tytul filmu Les émotifs anonymes, a taki ruch naprawdę istnieje, nie śmiejcie się: powstał w latach 70-tych w Stanach Zjednoczonych Emotions Anonymous), gdy sam walczył ze swoją nieśmiałością, opowiada, jak tych dwoje walczy każde na swój sposób z trudnościami, jakie sprawiają im w codziennym życiu kontakty z innymi ludźmi. Oczywiście Angélique i Jean-René spotkają się nie tylko na płaszczyźnie zawodowej, ale to już sami będziecie musieli zobaczyć. Film jest przezabawny i pięknie opowiedziany, a Benoît Poelvoorde w duecie z Isabelle'ą Carré nie do poznania. Zaskakująca jest trochę scenografia filmu, bo chociaż wszystko dzieje się współcześnie, całość została nakręcona w takim bardzo myszkowatym klimacie. Myślę, że wielbicielom Amelie Poulain to się spodoba. No i te czekoladki... Wklejam wam zwiastuna i nie przegapcie tego filmu!
Po powrocie z kina zachciało się nam czegoś bardzo bardzo czekoladowego. I to zaraz, natychmiast. Więc zrobiłam tuiles chocolat pistache. Nie mam pojecia jak przetłumaczyć tuiles. Są to lekkie ciasteczka, czasami wręcz przezroczyste. Natychmiast po wyjęciu z piekarnika układa się je na wałku do ciasta, żeby nadać im lekko wygięta formę. Przepis na klasyczne tuiles, migdałowe znajdziecie na blogu Z pierwszego tloczenia i na Tasty Colours u Magdy. My zrobiliśmy je w wersji czekoladowej posypane rozkruszonymi pistacjami. Są bardzo łatwe w przygotowaniu i szybko się je robi. Polecamy!
Tuiles au chocolat et pistaches
50 g cukru pudru
10 g kakao
20 g masła
15 g mąki
15 g orzeszków pistacjowych
Piekarnik rozgrzewamy na 180 stopni.
Pistacje rozkruszamy w moździerzu albo siekamy nożem.
Białka ubijamy z cukrem pudrem tak, aby się lekko spieniły. Dodajemy miękkie masło cały czas ubijając, potem mąkę i na końcu kakao, najlepiej przesypując je przez sitko aby uniknąć grudek. Część pistacji dodajemy do ciasta, a część zachowujemy do dekoracji.
Na blaszcze układamy papier do pieczenia i na papierze wykładamy porcje ciasta, które rozsmarowujemy spodem łyżeczki posypujemy rozkruszonymi pistacjami. Każda tuile powinna mieć taki trochę jajowaty kształt. Pamiętamy, aby zachować odstępy między ciasteczkami. Wsuwamy do piekarnika na 8-10 minut. Pilnujemy czasu pieczenia w zależności od mocy piekarnika, bo tuile bardzo szybko się ścinają i właściwie kiedy widzicie, że są suche, można je wyjmować z piekarnika. Natychmiast po wyjęciu z pieca odklejamy tuile od papieru i jeszcze miękkie i gorące układamy na wałku dociskając palcami tak aby tuiles przyjęły kształt wałka. Trzeba to zrobić bardzo szybko, bo stygnąc tuiles tracą swoją elastyczność i robią się bardzo kruche i suche. Takie właśnie powinny być po zdjęciu z wałka. Dlatego najlepiej nie układać na jednej blaszcze po więcej niz 6 porcji, bo inaczej nie dacie sobie rady z szybkim ich odklejaniem i układaniem na wałku.
Gotowe układamy w metalowym pudełku, aby pozostały suche i kruche, powinny być chrupiące w ustach.
I jeszcze na koniec piosenka z filmu (ANGUS & JULIA STONE - Big Jet Plane)
zainteresowałaś mnie tym filmem, a ciasteczka pierwsza klasa, też nabrałam ochoty na coś słodkiego - zapisuję i gorąco pozdrawiam w nowym roku :)
OdpowiedzUsuńAmelie Poulain uwielbiam! Muzyka z filmu i Twoja zachęta są czymś co powoduję, że już przebieram nogami i. chciałabym go obejrzeć...! Mój maturalny francuski jednak nie pozwala..., ale miejmy nadzieję, ze dotrze do nas po polsku... Szczęściara...:)
OdpowiedzUsuńDobrej nocy!
Mam wielką ochotę na ten film, choć pewnie u nas będzie nieosiągalny. Ale może gdzieś na dvd się później uda:-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Benoît Poelvoorde nosz oczywiscie ze jest znany. Jego postac w Asterixie zasługuje na Oscara.
OdpowiedzUsuńChyba wyciagne Kota na ten film
Tak, tak...pan Benoit to postać znana także i we Francji. Świetny aktor! Zachęciłaś mnie i filmem i tymi czekoladowymi czipsowymi tuiles. Mniam, mniam.
OdpowiedzUsuńW tym Nowym Roku życzę także i Tobie owocnych kulinarnych inspiracji, nowych pomysłów i spełniania wszystkich marzeń oraz wytyczonych celów.
Pozdrawiam :)
dzięki za zwiastun! bardzo zachęcający :)
OdpowiedzUsuńA widziałaś może film "Entre tes mains"- Ta sama para aktorów, tylko że to nie była komedia romantyczna tylko thriller. Świetny film. Tuiles zawsze wydawały mi się bardzo skomplikowane w produkcji, tymczasem z twojego postu wynika, że nie. Może się kiedyś skuszę...
OdpowiedzUsuńtuiles wygladają przypysznie i wydają się prostsze w przygotowaniu niż myślałam. koniecznie muszę przetestować :-)
OdpowiedzUsuńa film - brzmi uroczo. ciekawe czy będzie dostępny w polsce...
pozdrawiam noworocznie :)
tujki wyglądają wspaniale, wafle jeszcze piękniej!!! pozdrawiam, tomasz
OdpowiedzUsuńBardzo zachęciłaś mnie, by obejrzeć Les EA i ciekawostką jest dla mnie istnienie takiego zgrupowania :) a tuiles wyglądają bardzo apetycznie :)
OdpowiedzUsuńBenoît Poelvoorde jest faktycznie niesamowity; choc czasami wspolczuje dziennikarzom przeprowadzajacym z nim wywiady ;)
OdpowiedzUsuńZwiastun filmu juz widzialam i musze przyznac, ze pierwsze wrazenia pozytywne; tyle tylko, ze bede niestety musiala poczekac na dvd. Ale to nic, co sie odwlecze... ;)
Pozdrawiam!
Wyglądają pysznie :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy post, chetnie zobacze film. I ciekawy pomysl na "tuiles" - ja tlumacze je po prostu jako dachowki, choc po polsku glupio to brzmi :)
OdpowiedzUsuńOglądnęłam! Ten myszkowaty klimat bardzo przypadł mi do gustu. Lubię takie filmy z duszą i postacie, niby zwykli ludzie, a tacy nie z tego świata...
OdpowiedzUsuńA takie czekoladki kojarzą mi się z licealną wycieczką do Belgii i strugami deszczu jaki nam towarzyszył przez bite 10 dni, ale kiedy to było...
Dziękuję za podpowiedź.
Serdecznie pozdrawiam,
SWS