Ponieważ właśnie trwa Ramadan – w tym roku rozpoczął się w Maroku 20 lipca - chciałabym przypomnieć kilka przepisów kuchni marokańskiej, która od dawna mnie fascynuje. Na początek bardzo proste placki czy naleśniki, które potrafi ulepić każda Marokanka, a które można często kupić na ulicy: rghaïf. O ile podstawowy przepis na ciasto na rghaïf jest bardzo prosty, o tyle samo ich formowanie może się wydać skomplikowane i czasochłonne. Technika składanie rghaïf przypomina trochę ciasto francuskie. Rghaïf to również ciasto listkowe, które rozwarstwia się w środku naleśnika. Zauważcie, że kuchnia marokańska bardzo lubi takie zwijanie, składanie i warstwowanie: wystarczy przyjrzeć się łakociom z ciasta filo lub tradycyjnej bastei. Można je podać w formie wytrawnej nadziewane jakimś farszem, mięsem lub warzywami, lub na słodko. Ja przytaczam przepis podstawowy, zaczerpnięty z książki z przepisamy Latify Bennani-Smirès wydanej w latach 70-tych w Maroku.
Marokańskie rghaïf
z podanych proporcji wyszlo mi 12 naleśników
250 g mąki
pół łyżeczki soli
125-150 ml wody
40 cl oleju
Mąkę mieszamy z solą i do suchych składników dolewamy wodę. Zagniatamy ciasto: powinno być bardzo elastyczne i mieć konsystencję miękkiej plasteliny. Uformowaną kulkę odkładamy na bok na 15-20 minut.
Olej nalewamy do miseczki, w której łatwo będzie nam moczyć palce. Natłuszczamy sobie palce i od ciasta odrywamy kuleczki wielkości piłeczki pingpongowej. Kuleczki natłuszczamy z wierzchu i pamiętamy o tym, żeby regularnie moczyć palce w oleju.
Formując naleśniki, ważne, żeby pracować na odpowiednio natłuszczonej desce lub blacie, tak żeby ciasto nie przyklejało się. Absolutnie nie podsypujemy sobie mąki: ciasto utraci swoją elastyczność i zrobi się niepotrzebnie twarde. Każdą z kuleczek rozpłaszczamy palcami (to ciasto nie lubi naszego drewnianego walka), a następnie rozciągamy palcami jak gumę do żucia. Możliwe, że zrobią się nam dziury, ciasto porwie się w niektórych miejscach. Nie przejmujcie się – to kwestia wprawy. Zobaczycie, że z każdym kolejnym naleśnikiem będzie szło wam coraz lepiej, a ciasto i tak będziemy potem składać w kopertę. Kiedy już poczujecie, że nie dacie rady więcej rozciągać ciasta, zaczynamy składanie jak na poniższej instrukcji obrazkowej. Pamiętajcie cały czas o nawilżaniu palców i ciasta olejem. Powinniśmy otrzymać koperty wielkości dłoni.
Naleśniki smażymy na lekko natłuszczonej olejem patelni. Przed położeniem ich na rozgrzaną patelnię jeszcze raz delikatnie je rozciągamy w taki sposób, by dostosować ich wymiary do patelni. Smażymy po jednej sztuce z każdej strony. Kiedy przekroicie usmażony naleśnik na pół, będziecie mogli zauważyć poszczególne warstwy ciasta, a w czasie smażenia będą się robiły na powierzchni ciasta bąbelki, a nawet całkiem spore pęcherze.
Uwagi:
1. W przepisie o podanych przeze mnie proporcjach podano 40 cl oleju. Starałam się, ale nie udało mi się wykorzystać takiej ilości i niewykorzystany olej przelałam z powrotem do butelki. Nie należy jednak oszczędzać na oleju, bo placki wyjdą po prostu za suche i twarde.
2. Naleśniki bardzo szybko się smażą, a ich formowanie wcale nie jest takie trudne. To moje drugie podejście i z rezultatu byłam bardzo zadowolona: smakowały jak te, które jadłam w Marrakeszu.
3. W czasie składania koperty można ciasto posypać płatkami migdałów, semoliną albo cukrem. Wtedy też nakłada się farsz, gdybyśmy robili je w wersji wytrawnej, ale na to przyjdzie czas pózniej.
4. W niektórych przepisach można się też spotkać z dodatkiem drożdży i cukru.
Poniżej inny przysmak kuchni Maroka: pastilla, która jest rodzajem wypieku z cienkiego ciasta filo. Pastillę nadziewa się jajkami, migdałami i mięsem, a ostatnio nawet owocami morza, a całość posypana jest przed podaniem cukrem pudrem i cynamonem. To danie, które podaje się na uroczystych przyjęciach. Po przepis odsyłam was do Galerii potraw: o pastilli napisała przepięknie i obszernie Krysia.
Na koniec kilka apetycznych zdjęć z witryny arabskiej cukierni, którą otwarto niedawno na brukselskiej starówce. Mam nadzieję zachęcić was tym sposobem do odkrywania i poznawania kuchni marokańskiej, do której na pewno jeszcze nie raz wrócę.
mmm, cudowności, nabrałam duże ochoty na pastillę :)
OdpowiedzUsuńŚwietne przepisy, choć dość trudne :) A jak tam w Belgii frytki się mają? Słyszałam, że to absolutne danie narodowe :)
OdpowiedzUsuńTrzeba przyjechac i samemu ocenic ;))
UsuńWspaniałe, chętnie skorzystam z przepisu :)
OdpowiedzUsuńTakie opowiesci są zawsze fascynujące :)Placuszki musza być pyszne. Sama czesto jadam (i uwielbiam) placki hinduskie. A moja rodzinka zajadała sie palckami etiopskimi - o lekko kwasnym posmaku.
OdpowiedzUsuńTych jeszcze nie robilam, chociaz etiopskich knajpek calkiem sporo ostatnio w Brukseli. Chyba moda jakas idzie ;)) Patko, masz jakis przepis na injeras ? Chetnie podpatrze.
UsuńNiestety nie mam. Choc od jakiegos czasu chodza za mna by je zrobic.
UsuńA w Bru polecam etiopska KokoB ;)
co kraj, to....jego smakołyki. Świetny artykuł!
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy serdecznie
Tapenda
Naleśniki fajne, bo inne niż te tradycyjne, francuskie albo amerykańskie. Wypróbuję! :)
OdpowiedzUsuńDokladnie, zupelnie inne.
UsuńWolę naleśniki od wszystkich tych słodkości na wystawie :)
OdpowiedzUsuńMarta, to tak jak ja ;))
Usuńale super! taki ramadan to ja rozumiem:)
OdpowiedzUsuńGdzie dokładniej na starówce? Na jednodniowym wyjeździe służbowyn tródno zdążyć ze wszystkim, ale ten sklep muszę zobaczyć!
OdpowiedzUsuńNaleśniki brzmią świetnie:)
trudno, trudno, trudno. mój boże, muszę więcej pisać na papierze, bo coraz gorsze błędy robię.
OdpowiedzUsuńSpokojnie - dodam tylko, że dobrą terapią na to jest blog ;)) Sklepik nazywa się Rose de Damas i mieści się przy ulicy Marché aux Herbes 19.
OdpowiedzUsuńA mogłabyś więcej takich adresów podać? My też wybieramy się za nie długo do Brukseli i interesuje nas coś więcej niż frytki i gofry. Z góry dziękuję!
OdpowiedzUsuńdzięki za adres:)
OdpowiedzUsuńO tak, marokanscy uczniowe regularnie racza mnie wlasnie tego typu 'nalesnikami', czesto wlasnie faszerowanymi. I tak jak i Ty - zdecydowanie bardziej wole patrzec na ichniejsze slodkosci ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
podczas wakacji w Maroku codziennie na śniadanie zajadałam się tymi naleśnikami i do dziś ich smak pozostał mi w głowie,dzięki Tobie postaram się go odtworzyc w domu, dziękuję za przepis:)
OdpowiedzUsuńCzy te nalesniki to trochę to w co zawijają wszystko co się da na Targu na Midi? I poleć mi jakąś książkę z kuchnią marokańską, co prawda L. po francusku nie czyta, ale przynajmniej nie będzie mi podbierał.
OdpowiedzUsuńTak, to te. Po francusku to mam książkę Fatemy Hal, która co prawda mieszka w Paryżu, ale jest z Maroka – już o niej kiedyś pisałam. A po angielsku to ostatnio widziałam ładną książkę Andy Harrisa "A Month In Marrakesh". Obie są na amazonie.
OdpowiedzUsuńSuper. Bo się zastanawiałam jak je zrobić. To było niezapomniane wrażenie. Ten rozgardiasz, niedomyte szklaneczki i ludzie w garniturach i z dziećmi zajadający te cuda. Do tego pewnym odkryciem był miód do tego wszystkiego. Pycha. Zrobię!
OdpowiedzUsuńTaki Marakesz w srodku Europy ;))
UsuńNo właśnie jak to te, to były świetne z gołąbkiem z liści z winogron, oliwkami, harissą, serem, marynowanym karczochem, papryką oczywiście wszystko jednocześnie polane miodem. Nawet mdłości mi nie przeszkodziły w ich skonsumowaniu.
OdpowiedzUsuńDzięki za przepis na naleśniki-od powrotu z Maroka tęsknie, ale nie znalazłem nigdzie tak dokładnej instrukcji. Biją bna głowę inne słodkości-miód i masło, położone na ciepłym placuszku. Ahh! Wracam do kuchni! ;) Karola
OdpowiedzUsuń