Marais. Żydowska dzielnica w sercu Paryża. Sieć nieuporządkowanych, krętych uliczek i rue des Rosiers.
Nie przypomina już tego miejsca, które zauroczyło mnie kilkanaście lat temu, kiedy jako studentka przemierzałam i chłonęłam Paryż. Trzeba się śpieszyć, żeby zapisać w pamięci choćby kilka charakterystycznych widoków. Sklepy są wykupywane, związani od lat z tym niezwykłym miejscem mieszkańcy wyjeżdżają. Specyficzny klimat stanowiący o urodzie dzielnicy zanika. Trudno powiedzieć, jak będzie wyglądać, kiedy wpadnę tu następnym razem. Mam nadzieję, że żółty butik Saszy Finkelsztajna przetrwa i że zawsze będzie można tu wpaść po bajgle, chałkę i makowiec. Albo na kanapkę z wątróbką. Bardzo nam smakowała, więc polecam tym bardziej, że błyskawicznie się robi.
Nie przypomina już tego miejsca, które zauroczyło mnie kilkanaście lat temu, kiedy jako studentka przemierzałam i chłonęłam Paryż. Trzeba się śpieszyć, żeby zapisać w pamięci choćby kilka charakterystycznych widoków. Sklepy są wykupywane, związani od lat z tym niezwykłym miejscem mieszkańcy wyjeżdżają. Specyficzny klimat stanowiący o urodzie dzielnicy zanika. Trudno powiedzieć, jak będzie wyglądać, kiedy wpadnę tu następnym razem. Mam nadzieję, że żółty butik Saszy Finkelsztajna przetrwa i że zawsze będzie można tu wpaść po bajgle, chałkę i makowiec. Albo na kanapkę z wątróbką. Bardzo nam smakowała, więc polecam tym bardziej, że błyskawicznie się robi.
Gehaktè leiber mit tsibaléss
Jest to jedna z najbardziej znanych potraw kuchni aszkenazyjskiej, w Polsce spotykana pod nazwa kawior żydowski. Przepis zaczerpnęłam z książki Florence Khan Le grand livre de la cuisine juive ashkénaze.
1/2 kg kurzych wątróbek
do smażenia trochę smalcu gęsiego lub kurzego
2 jajka
2 duże cebule
sól i pieprz
gałka muszkatołowa
4 łyżki koniaku
Jajka gotujemy na twardo, studzimy i obieramy. Cebulę obieramy i siekamy. Smażymy ja na rozgrzanym gęsim smalcu. Jeśli nie uda wam się znaleźć takiego smalcu, użyjcie po prostu smalcu z wieprzowiny, chociaż wtedy potrawa nie będzie już koszerna. Oliwa raczej tutaj nie pasuje.
Kiedy cebula się zeszkli i będzie odpowiednio miękka, zdejmujemy ją z patelni i na ten sam tłuszcz wrzucamy wątróbki. Podkręcamy ogień i szybko smażymy z każdej strony. Nie solimy i nie przyprawiamy wątróbek w czasie smażenia. Dodajemy cebulę i koniak, tak aby odkleiły się wszystkie kawałki, które mogły przywrzeć do patelni. Lekko ostudzone wątróbki miksujemy z jajkami i z cebulą. Dopiero teraz przyprawiamy solą, pieprzem i gałką muszkatołową. Jeśli pasta jest zbyt sucha, dodajemy tłuszcz, który pozostał ze smażenia. Możemy też dodać drobno posiekanej pietruszki. Wychodzi z tego bardzo smaczne smarowidło do chleba lub do grzanek na ciepło i prawdziwy kawior może się schować ;))
Równie smaczne na ciepło jak po kilkugodzinnym przestudzeniu w lodówce, kiedy składniki zdążą się przegryźć.
Na ulicy des Rosiers znajdziemy sklepiki z produktami tradycyjnej kuchni żydowskiej - z bajglami, chałkami, jest też i maca i śledzie, koszerna pizza i mielona wątróbka po żydowsku. Można zjeść falafale, po które przyjeżdżają tutaj hałaśliwe pielgrzymki turystów, podczas gdy w szabas ruch zamiera.
W Marias każdy zaułek ma jakąś historię do opowiedzenia.
Mityczne miejsce w Marais, restauracja Jo Goldenberg'a. Pod kultowym szyldem, który zachowali obecni właściciele, mieści się dzisiaj butik z markowymi ciuchami. I szkoła rzemiosła, w której w latach 40-tych dokonywano masowych aresztowań uczniów pochodzenia żydowskiego.
Jeśli nie widzieliście jeszcze filmu La rafle (Obława) Roselyne Bosch, to gorąco polecam. Opowiada o łapance Vel' d'Hiv (od nazwy paryskiego toru kolarskiego Vélodrome d'hiver), kiedy to francuska policja pojmała w jeden dzien kilkanaście tysięcy francuskich Żydów, w tym aż 4 tysiące dzieci. Film wywołał wiele dyskusji o współodpowiedzialność administracji francuskiej za deportację obywateli pochodzenia żydowskiego.
Izraelczyków bawi ta polska nazwa - "żydowski kawior"... Na fali wspomnień miałam sobie w ten weekend wątróbki po żydowsku przygotować, ale się nie udało. Popatrzę na Twoje i porównam przepisy. W Warszawie "Pod Samsonem" podają siekane składniki, w Tel Awiwie jadłam też zmiksowane na krem. Były doskonałe! Ech, zjadłabym taką kanapeczkę z Twoją pastą...
OdpowiedzUsuńCo za klimaty! Żydowski kawior jadam zawsze w Kazimierzu n/Wisłą ,U fryzjera'.W Jerozolimie podają zmiksowane wątróbki.
OdpowiedzUsuńPycha! dawno nie robiłam...
Uwielbiam takie klimaty, stare sklepy i kawiarnie z tradycja. Zaluje, ze beda w Paryzu kilka öat temu nie pochlonela mnie dzielnica Marais.Nastepnym razem na pewno odwiedze kilka miejsc. Przepis zapisuje:)
OdpowiedzUsuńMusze sie kiedys z Toba wybrac do Paryza!
OdpowiedzUsuńLubie ten sklepik, maja bardzo dobry sernik (jak na paryskie warunki ;).
OdpowiedzUsuńAleż mi smaku zrobiłaś tę pastą. Mniam, jutro idę robić podobną.
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że w Paryżu jest dzielnica żydowska. Ot tyle jeszcze przede mną do zobaczenia...:)
A tak nawiasem mówiąc, to dlaczego kawior ?
OdpowiedzUsuńNie dosc, ze weekend w Paryzu, to jeszcze na dodatek sernik i makowiec widze! Umieram z tesknoty... (i za Paryzem, i za polskimi wypiekami ;)).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
PS. I potwierdzam - nie przegapilas jeszcze makaronikowego swieta ;)
Bea, nie przegapiłam, a nawet wyczułam ;))
OdpowiedzUsuńFanny, wydaje mi się, że dlatego kawior, bo kuchnia żydowska to była często kuchnia biednych ludzi. To tak jak niektorzy nazywają pory albo korzenie skorzonery szparagami ubogich... ;))
Anno, Amber, nawet po zmiksowaniu pasta ma nadal taką lekko granulkowatą konsystencję, prawie jak kawior ;)
Paryż odkrywam za każdym razem od nowa, nie da się wszystkiego w jeden raz zobaczyć i zrozumieć...