Clafoutis, klasyka francuskich domowych deserów, to przepis dla ludzi uwielbiających prostotę. Smak i wspomnienie dzieciństwa - powiedziałby nie jeden Francuz. W wersji tradycyjnej owoce układa się w żaroodpornym naczyniu, zalewa gęstym ciastem naleśnikowym i krótko zapieka, aż wierzch się przyrumieni. Drobniutkie, dziko rosnące czarne czereśnie celowo zostawia się niewydrylowane, gdyż pod wpływem ciepła z pestek uwalniają się dodatkowe aromaty i smaki. Coś w tym jest, gdy pomyślę, że pewna znajoma z Francji robiła świetną nalewkę z pestek moreli. W wersji nowocześniejszej można clafoutis spróbować z warzywami, na przykład pomidorkami koktajlowymi czy grilowynami kawałkami cukinii lub bakłażana. Możliwości jest wiele, wszystko zależy od waszej inwencji. A ponieważ po raz kolejny zostaliśmy hojnie obdarowani przez Anię i Fabrice'a brzoskwiniami z Ardèche, ostatnie clafoutis u nas było z brzoskwiniami i wyglądało tak:
Migdałowe clafoutis z brzoskwiniami - 4/5 porcji
2 ładne dorodne brzoskwinie *
100 g słodkiej gęstej śmietany i 100 ml mleka
2 jajka
60 g migdałów
12 ciastek amaretti
Piekarnik rozgrzać na 170-180 stopni. Jajka roztrzepać ze śmietaną i mlekiem. Migdały (mogą być nieobrane) zmiksować i dodać do masy. Rozkruszyć 6 ciasteczek amaretti. Obrać i pokroić brzoskwinie. Ułożyć w żaroodpornych foremkach. Zalać masą śmietanowo-jajeczną i dodatkowo w każdej foremce rozkruszyć po jednym amaretti.
Wsunąć do piekarnika na 20 minut.
* W moim przepisie nie ma w ogóle cukru. Jeśli wasze brzoskwinie będą kwaskowate, niezbyt dojrzałe, radziłabym jednak troszeczkę cukru dodać. Te od Ani i Fabrice'a były niesamowicie słodkie więc cukier zupełnie pominęłam.
aaa
Już czuję ten aromat brzoskwiń...uwielbiam go.
OdpowiedzUsuńNie jestem wielką fanką słodkości, ale ten deser głośno do mnie przemawia :)
przepysznie się zapowiada taki deserek!
OdpowiedzUsuńostatnie zdjęcie bardzo do mnie przemawia. :)
OdpowiedzUsuńAleż pięknie! juz sobie wyobrażam ten smak - delikatne brzoskwinie zapieczone z masą jajeczną. Pyszota!
OdpowiedzUsuńOstatnie zdjęcie jest naprawdę super. Jeśli chciałaś skusić na ten deser, skusiłaś! Uaa, jaka się nagle głodna zrobiłam :(
OdpowiedzUsuńschowałabym się z taką porcyjką... no dobra może z dwoma :)
OdpowiedzUsuńWspaniałe - zapisuję.
OdpowiedzUsuńPysznie wyglada,...jeszcze do tego z brzoskwiniami..mnim poezja;)
OdpowiedzUsuńcudowna jest ta klasyka
OdpowiedzUsuńkiedyś i ja jej spróbuję..
Och jak pieknie sloneczne to pierwsze zdjecie. A za oknem tak brzydko:(
OdpowiedzUsuńZapomnialam dodac, ze clafoutis przed zjedzeniem studzimy, krem powinien opasc i przybrac bardziej forme francuskiego flanu, cos jak lekki budyn.
OdpowiedzUsuńLasquen - to jest bardzo lekki deser, jestem pewna, ze przy twoich wloskich brzoskwiniach cukier w ogole nie bedzie potrzebny.
A clafoutis wyjatkowo ladnie sie prezentuje w takich indywidualnych zaroodpornych foremkach, dodam, ze te rowniez z odzysku.
Pierwsze zdjecie przed upieczeniem sloneczne rzeczywiscie, na drugim juz sie slonko zdazylo troche schowac. Ale czasami lepiej jak choc przez chwile przestaje grzac.
Bardzo sugestywnie dzialaja na mnie te twoje ostatnie zblizenia ;)
OdpowiedzUsuńNa mnie również ;)
OdpowiedzUsuń