Prawdę mówiąc, tradycja ta z chrześcijaństwem niewiele ma wspólnego. Zanim w migdałowej masie zaczęto ukrywać porcelanowe figurki, używano suszonych ziaren bobu lub fasoli. Jeszcze w starożytnym Egipcie symbolizowały one początek nowego życia ze względu na kształt przypominający zwinięty w ciele matki płód. Kojarzono ziarna bobu z płodnością i szczęściem. Być może stąd ciągle żywy we Francji zwyczaj obdarowywania gości przybyłych na wesele cukierkami (dragée) w kształcie ziaren bobu (???).
Korzeni galette des rois należałoby się jednak doszukiwać w starożytnym Rzymie, gdzie w okresie przesilenia zimowego obchodzono Saturnalia. Było to święto pojednania i równości i nawet niewolnicy mieli wtedy prawo świętować na równi z wolnymi. Na jeden dzień zamieniano się rolami. Pogańska tradycja przetrwała, a galette des rois częstowano w Średniowieczu biednych, którzy raz w roku mogli poczuć się jak królowie, podczas gdy zamożni mieli okazję popisać się wyjątkowo dobroczynnością: usługiwali im przy stole, oddawali swoje szaty, a potem jeszcze hojnie wynagradzali za tę całą błazenadę. Tylko jakoś trzeba było wybrać króla, bo przecież wszystkim biedakom nie sposób było dogodzić. Zdawano się na los i stąd pomysł ukrycia w cieście fanta. Ukrywano nawet dwa ziarna: ziarno białej fasoli dla królowej i czarnej dla króla.
Tradycja nakazywała również zostawić jeden dodatkowy kawałek dla niezapowiedzianego gościa, którym najczęściej był jakiś żebrak. Uważano również, że osoba, która trafiła na ziarno w cieście, powinna zafundować galette na kolejne święto trzech Króli. Ale kto by tam czekał na galette przez kolejny rok: wymyślono, że szczęśliwiec postawi wszystkim kolejkę, a jeśli nie będzie chciał płacić, będzie musiał połknąć ziarenko. A ponieważ wielu wykręcało się od płacenia, wymyślono ziarenka z porcelany, które było trudniej połknąć.
Z czasem porcelanowe fanty zaczęły przybierać rozmaite formy, chociaż początkowo tematycznie nawiązywały głównie do religii. Przedstawiały aniołki, nowo narodzone dzieciątko Jezus, postaci ze żłóbka, gołąbki lub popularnych świętych. Nieco później pojawiły się figurki symbolizujące królewskie atrybuty i przedmioty przynoszące szczęście. Nic więc dziwnego, że zaczęto je po prostu kolekcjonować. Dzisiaj nikogo nie dziwią wymyślne figurki zaprojektowane przez kreatorów mody lub autorów popularnych kreskówek i komiksów. Niektóre przypominają prawdziwe dzieła sztuki i osiągają zawrotne ceny wśród kolekcjonerów. Mogą być ręcznie malowane lub pozłacane. Nie sposób mieć w kolekcji wszystkie istniejące, dlatego kolekcjonerzy specjalizują się w określonych tematach lub seriach. Favofiliści, bo tak się ich nazywa, dzielą figurki na emaliowane i matowe. Zanim pojawiły się kuchenki mikrofalowe, popularne były również figurki z metalu albo z plastyku. Obecnie od kilku lat figurki porcelanowe przeżywają prawdziwy renesans. Czasami i mi dopisuje szczęście i kilka udało mi się już nazbierać. Chętnie się więc podzielę, bo czytałam, że w Polsce nie do zdobycia. Zapraszam na belgię od kuchni na facebooku. Osoba, która polubi fanpage jako 308, będzie mogła wybrać jedną z figurek, a wśród osób, które zostawią komentarze pod tym postem, wylosuję drugiego zwycięzcę.
Przepisu nie podaję, bo szczerze mówiąc jeszcze nigdy tego ciasta nie robiłam - zawsze mamy kupione - ale skorzystałabym z tego przepisu. Tymczasem lęcę do piekarni po naszą tegoroczną galette, na razie !
PS: W Polsce też kiedyś mielismy podobną tradycję i wybierano migdałowego króla.
PS: W Polsce też kiedyś mielismy podobną tradycję i wybierano migdałowego króla.