poniedziałek, 29 marca 2010

Spacerkiem po Brukseli

Belgowie nie przywiązują specjalnej wagi do obchodzenia świąt wielkanocnych choć wystrój wystaw sklepowych mógłby temu przeczyć. Belgijscy wytwórcy czekolady nie mają bowiem sobie równych w wymyślaniu czekoladowych jajeczek, kurek i zajączków a także dzwonów kościelnych. Długo nie trzeba szukać: im bliżej brukselskiej starówki, tym więcej wystaw z czekoladowymi jajkami. Prawdziwa uczta dla oczu i może lepiej niech tak zostanie.



Wiekanocna tradycja w Belgii nakazuje zaopatrzyć się w czekoladowe jajka. Ukrywa się je potem w trawie w ogrodzie wraz z drobnymi upominkami i innymi słodyczami dla dzieci. Po sygnale, jakim było kiedyś bicie dzwonu w niedzielę wielkanocną, dzieci wyruszają na poszukiwanie smakołyków (chasse aux oeufs). Stąd powiedzenie 'les cloches de Rome sont passées' – w dosłownym tłumaczeniu dzwony już były/wróciły z Rzymu, gdyż opowiada się dzieciom, że poleciały do Rzymu na pielgrzymkę i że to one właśnie wracając rozsypują jajka z czekolady i inne smakołyki. A ponieważ niektórzy obawiają się, że tradycja zacznie powoli zanikać, władze miast organizują w okresie przedświątecznym festyny w parkach, na których dzieci ścigają się w zbieraniu czekoladowych smakołyków.


Więc choć jestem już na takie zabawy za duża, żeby nie powiedzieć za stara, nie zdołałam się oprzeć tym czekoladowym 'cackom'. Zresztą sami popatrzcie.


3 komentarze:

  1. Witaj miss coco!
    Fajny pomysl z blogiem.Na pewno bede tu zagladac :)
    Mamcia

    OdpowiedzUsuń
  2. podziwiam cie Kobieto ! widać pasje ..kiedy Ty znajdujesz na to czas !
    powodzenia , trzymam kciuki i marze ,ze kiedyś sie odważę
    gierka3

    OdpowiedzUsuń