wtorek, 4 maja 2010

Chleb powszedni Alaina Coumonta


Niebo nad Belgią dalej zachmurzone a na dworze zimno. Znowu zamarzył mi się talerz rozgrzewającej zupy na kolację. A ponieważ poniedziałek był bardzo długim dniem w pracy, wybraliśmy się do Pain quotidien, o którym już od dawna chciałam napisać. Pain quotidien to sieć belgijskich piekarni, chociaż określenie piekarnia to stanowczo za mało.


Alain Coumont, pomysłodawca Pain quotidien, pochodzi z rodziny, która od kilku pokoleń związana była z gastronomią: jego dziadek, a później ojciec, prowadzili sklep z artykułami spożywczymi w Huy koło Liège, a dziadkowie ze strony matki mieli z kolei hotel i restaurację w tym samym miasteczku. Alain Coumont nie do końca podążył ich śladami: po ukończeniu szkoły gastronomicznej w Namur, długo szukał własnej drogi. Pracował u wyróżnianych przez przewodnik Michelina wielkich szefów, między innymi Joëla Robuchona, napisał i wydał książkę kucharską La grande cuisine minceur, przez kilka lat mieszkał w Stanach, gdzie jako „nadworny kucharz” gotował dla pewnej bogatej szychy, a przede wszystkim ciągle się uczył i szukał. A ponieważ wspomnienie chleba, który wypiekała jego babka, jego smak i zapach nie dawały mu spokoju, pewnego dnia zrodził się pomysł otworzenia piekarni. Ale chodziło nie tylko o piekarnię: Alain Coumont, który w końcu z wykształcenia był przede wszystkim kucharzem, ale kucharzem o wszechstronnych zainteresowaniach, marzył o miejscu, gdzie będzie można przysiąść przy ogromnym dębowym stole i zjeść nie tylko kromkę chleba. Miejscu, gdzie do chleba podadzą nam miskę dobrej zupy (bo Coumont określa się jako passionné par la bonne soupe), zdrowe sałatki, oraz kilka innych prostych przekąsek. Pierwszą piekarnię udało się otworzyć 26 październiku w 1990 r. przy ulicy Antoine Dansaert w Brukseli. Większość sprzętów pochodziła z odzysku a prototyp charakterystycznego dziś dla tej sieci stołu Coumont znalazł na pchlim targu. Klienci pojawili się koło siódmej, towar sprzedano w ciągu trzech pierwszych godzin po otwarciu, prasa nie szczędziła komplementów. Dzisiaj Pain quotidien to sieć kilkudziesięciu franszyzowanych piekarni w kilkunastu krajach w Europie i na świecie. Nie tylko pieczony na tradycyjnej recepturze chleb na zakwasie, ale i kuszące tarteletki na wystawie, ciasteczka z kruszonką, mufinki, okrzyknięta hitem bombe au chocolat (bomba czekoladowa zawierająca głownie mus czekoladowy), obowiązkowy stół na środku, ogromny kredens z konfiturami (tzw. confiturier) i innymi produktami bio, oraz stosunkowo proste, ale za to nowatorsko potraktowane propozycje Coumonta, które składają się na kartę PQ.

Lubię tam wpadać, chociaż przyznaję, że od czasu, gdy zaczęłam piec chleb w domu, zdarza mi się to dużo rzadziej. A wczoraj wieczorem był jeszcze dodatkowy powód : ostrzę sobie zęby na wydaną niedawno książkę La table d'Alain Coumont - Histoires et recettes.

Książka jest fajnie wydana, pomiędzy przepisy wpleciono autobiograficzne wynurzenia Coumonta o tym, że nie było łatwo i nie wszystko udało się od razu. Również o tym, co pelotes de laine (kłębki wełny) mogą mieć wspólnego z miches de pain (bochenkami chleba). Jak wszystko można stracić i wszystko zacząć od nowa. Jakie pieczywo lubi odwiedzający Pain quotidien Dustin Hoffman. Jak zrobić zaczyn, który mnie bardzo zaintrygował - wyrabia się go przez 11 dni dodając mąki i wody każdego dnia rano i wieczorem ! Te osobiste notki i anegdoty tak mnie wciągnęły, że nie zwróciłam uwagi na same przepisy i nieco wygórowaną cenę. Na pewno kiedyś kupię tę książkę. Tymczasem zachęcam was do odwiedzin w PQ, poniżej w linku znajdziecie adresy.

Pain quotidien - oficjalna strona internetowa




aa

11 komentarzy:

  1. Fajnie napisane

    OdpowiedzUsuń
  2. Miss Coco, fajnie, ze piszesz o tym miejscu. Tutaj w sasiedztwie rowniez ich mamy. Niestety nie mialam okazji tam jesc, choc np ich xalatki wygladaja przesmacznie...

    OdpowiedzUsuń
  3. To moj ulubiony chleb! Szczegolnie pain d'épeautre. A ich bomba czekoladowa byla moim weselnym tortem ;-) I mendiants tez sa bardzo dobre, i brioszki... mmmm...

    OdpowiedzUsuń
  4. I ani słowa o zupie ...???
    A chleb dobry tylko drogi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak ja lubię takie historie. Już sobie zapisuję adres, bo za jakiś czas znowu wyruszymy na szlak belgijsko - holenderski. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  6. I ani słowa o zupie ? No o czymś musiał być dzisiejszy post ;)
    Magdaleno, spróbuj koniecznie, jestem pewna, że przypadnie ci do gustu. Zawsze możesz na spróbowanie kupić coś na wynos.
    Lo, pełno ich w Belgii więc znajdziesz ich bez problemu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Miss_coco, no poszlismy gdyz akurat przyjechal do nas znajomy i nadarzyla sie okazja. I pewnie znowu wyjdzie ze mnie natura krytykanta, ale co mam na to poradzic, ze wszystko wyglada bardziej smacznie niz smakuje? Salatki wygladaja przesmacznie, tak jak napisalam juz kiedys, ale smakuja przecietnie i sa robione in advance, bo zimne byly jak cholera - widac, ze siedzialy w lodowce...i nie ma w nich nic wyjatkowego. Natomiast rozczarowalismy sie chlebem podanym do salatek - smakowal jak guma (wina pogody?). Oczywiscie miejsce ladne i przyjemne, bardzo podoba nam sie pomysl duzych, konwiwialnych stolow, ale jedzonko to sredniawe bylo. Pozdrawiam serdecznie !

    OdpowiedzUsuń
  8. Magdaleno, przykro mi, ze sie rozczarowaliscie i to jeszcze zaciagajac tam gosci ;(( No coz, PQ znam tylko z Belgii, nigdy nie bylam u nich za granica i na ile przypominaja belgijskie pain quotidien trudno mi powiedziec.
    Z drugiej strony nie rozumiem twoich gosci, a moze oni nie znaja Tasty colours ? Po wizycie na twoim blogu na jedzenie na miasto na pewno bys mnie nie zaciagnela ;))

    OdpowiedzUsuń
  9. wiesz co, gdybym pracowala, to na pewno lubilabym wpadac tam na lunch; porcje sa dosc spore i w sumie smaczne; ale ze pracuje w domu, to dogadzam sobie i stad pewnie troche narzekam :)
    moj gosc przyjechal na pol dnia i faktem jest, ze nie zna bloga, gdyz sie nie pochwalilam, bo nie mialam na to czasu :) dziekuje za komplement.

    OdpowiedzUsuń
  10. a ja ich bardzo lubię za to, że można u nich kupić ćwiartkę chleba ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jadłam u nich jeden chleb i kilka deserów, które były przepyszne i cudownie wyglądały. Podoba mi się też, że mają własną kolekcję miseczek, filiżanek i czejników do kawy i że można te rzeczy u nich kupić.
    W Polsce jeszcze żadna kawiarnia nie poszła w tę stronę - przy czym nie liczę kubków sprzedawanych w Stb, czy innym Coffee Heaven ;-)

    Z pozdrowieniami,
    E.

    OdpowiedzUsuń