środa, 7 lipca 2010

Speed cooking czyli jak zjeść fajny lunch i jeszcze się czegoś nauczyć

Ponieważ jesteśmy w temacie kuchni włoskiej i jej przysmaków, przy okazji chciałabym "zaprowadzić" was do Mmmmh, - ostatnie tygodnie upłynęły w Mmmmh pod znakiem Cucina Italiana właśnie. Mmmmh to takie miejsce w Brukseli, które na pewno by się wam spodobało i w którym, pomimo nie najniższych cen, zostawilibyście kilka przysłowiowych groszy lub euro.


Ale to nie tylko, jak możecie się domyślić, sklep z artykułami spożywczymi i przyprawami, o których marzy większość foodies. To również pewien koncept i pasja, albo raczej miejsce dla ludzi gotowych tą pasją się dzielić na rozmaitych pokazach i degustacjach, warsztatach kulinarnych czy tematycznie opracowanych sesjach Akademii gotowania. Wiadomo, że kursy gotowania potrafią być drogie, więc wspomnę, że dla osób takich jak ja, które za dużo w kieszeni nie mają, i którym dodatkowo notorycznie brakuje czasu, przewidziano speed cooking. Uważam, że pomysł jest genialny: zamiast na obiad na zakładową stołówkę wpadacie do Mmmmh, gdzie można miło spędzić czas przygotowując pod czujnym okiem szefa kuchni smaczny, prosty i szybki w wykonaniu lunch a potem jeszcze ocenić jego walory smakowe, wymienić się uwagami, popytać o składniki, przyprawy, techikę. Wszystko w ciągu godziny za 17 euro. Za 17 euro można również zjeść lunch na mieście, ale nikt wam nie zdradzi sekretów związanych z jego przygotowaniem i nie przyśle przepisu. Trzeba było na to wpaść.


W niedziele organizowane są natomiast bezpłatne warsztaty kulinarne. Jedna dwugodzinna sesja odbywa się o 14stej, a druga o 16stej. Zaproszenia rozdawane są od 13stej, więc kto pierwszy wpadnie do sklepu, ten może być pewien swojego miejsca. W ostatnią niedzielę zaproszono Laurę Zavan, autorkę książek o kuchni włoskiej, o której wspominałam już wcześniej. Tematem dnia były lazanie i cannelloni. Pierwsza godzina upłynęła nam na zagniataniu ciasta, przy czym Laura pokazała nam trzy techniki: do tej pierwszej potrzebne były sprawne i silne dłonie, drugie ciasto robiliśmy w termomiksie a przy trzecim pomógł KitchenAid. Najbardziej spodobał mi się etap laminowania i z nieukrywaną przyjemnością układałam na stole płaty cudownie elastycznego ciasta. Druga część była poświęcona przygotowaniu lekkiego nadzienia z ricotty, rukoli i cukinii przyprawionego delikatnie gałką muszkatołową. Była to wersja letnia lazanii, jak podkreślała Laura, po inne przepisy odsyłając nas do swoich książek. Czyż można wyobrazić sobie lepszą reklamę? Niedzielne atelier są otwarte dla wszystkich i bezpłatne. Można próbować i zjeść coś na miejscu, jeśli uda się nam w ciągu dwóch godzin zfinalizowac potrawę (w przypadku lazanii nie zostało to przewidziane), płaci się za własnoręcznie przygotowane produkty, które zabieramy do domu. W przypadku atelier makaronikowego, które odbyło się w okolicach Wielkanocy, było to euro za każdy zapakowany do domu makaronik. Tak naprawdę wydać jednak trzeba trochę więcej - piszę to z przymrużeniem oka. Mam bowiem wrażenie, że większość uczestników sesji zdejmuje fartuch z nieodpartą chęcią odtworzenia w trybie natychmiastowym danego przepisu w domu i kończy na poszukiwaniu konkretnych składników czy też utensyliów w Mmmmh. Sprytnie pomyślane, prawda? Przyznam, że dosyć długo zastanawiałam się nad kupnem maszynki do makaronu Imperia, ale kiedy zobaczyłam, że na półce zostały zaledwie dwie, a pani w kasie poinformowała mnie o piętnastoprocentowym rabacie obowiązującym przez dwa pierwsze dni lipca, kiedy to rozpoczynają się oficjalnie przeceny w Belgii, przestałam się wahać.
I tak oto wróciłam do domu z maszynką pod pachą i nie mogę doczekać się końca tygodnia, żeby zrobić moje domowe tagliatelle, do których tak zachęcała Szelka na swoim blogu. Nie żeby było to jakoś strasznie skomplikowane i pracochłonne, ale makaron podobnie jak chleb, potrzebuje trochę czasu: zagniecione ciasto musi odpocząć przez godzinę, a makaron przeschnąć. Więc jeśli któregoś dnia będziecie w Brukseli w okolicach placu Stefanii, wystarczy podejść pod gorę chaussée de Charleroi i pod numerem 92 znajdziecie Mmmmh. Kolejne niedzielne sesje w lipcu poświęcone będą ptysiom oraz konfiturom.
Tymczasem mały fotoreportaż i dokładny adres.

Ogromny wybór przypraw, octów, oliw, makaronów - można spędzić tam godziny studiując etykietki  i pochodzenie poszczególnych produktów ;)

Furorę robią ostatnio takie oto mini rondelki Le Creuset.

Carlo de Pascale i Sergio Moschini, jedni z szefów prowadzących zajęcia w Mmmmh, są również autorami wydanej niedawno książki Cucina nostra. Prowadzą także audycje w radiu i telewizji, oraz pisują regularnie dla magazynów kulinarnych.

Gnocchetti sardi con salsiccia według Sergio w ramach speed-cooking'u.



Mmmmh
Chaussée de Charleroi, 92
1060 Bruksela

aaa

15 komentarzy:

  1. uwielbiam kulinarne opowieści
    czytam i czytam

    OdpowiedzUsuń
  2. ja chcę tam zamieszkać!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. wow, fantastyczny pomysł! niesamowicie mi się spodobał ten post :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mini cocottes przeurocze. Oj piękne rzeczy robią u Creuset. Szkoda, że takie drogie. A do Mmmh też lubię wpadać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Asieja, oj ta rzeczywiscie dluga sie napisala, az sie sama zdziwilam.
    Karola, e tam zamieszkac. Gotowac albo te przyprawy na polkach ukladac ;)
    Paula, prawda, ze fantastyczny? Gdyby go teraz dostosowac do naszych realiow?
    To prawda, ze drogie. Ja rozgladam sie za ich skorupami na pchlich targach i mam juz kilka ladnych rzeczy. Dostalam tez kiedys na gwiazdke rondel do fondue. Zawsze mozna Mikolaja poprosic. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Może nie zamieszkać, ale chętnie uczestniczyć w takich warsztatach. To świetny pomysł, na który nikt tu jeszcze nie wpadł.
    Zazdraszczam i pozdrawiam.
    PS. Więcej takich opowieści wcale nie zaszkodzi:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawy artykuł. Mnie często zdarza się teraz uczestniczyć w warsztatach... raz u teściowej, raz u szwagierek, raz u przyjaciółki...:)
    A na ostatnim zdjęciu to chyba orecchiette są :) Gnocchetti sardi wyglądają nieco inaczej :)

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja Ci zazdroszczę tego miejsca.Tyle wspaniałych rzeczy do kuchni!
    Warsztaty kulinarne w W-wie tez już działają od dawna i można pokusić się o weekend przy kuchni.Ale takich miejsc,to nie mamy...........
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Moja Droga (wybacz sformulowanie) - co za fantastyczny pomysl. Bardzo sie ciesze, ze zaprezentowalas to miejsce - zaraz sobie wloze do ulubionych, aby nie zapomniec. Bylam ostatnio na warsztatach kulinarnych w ramach kuchni zydowskiej, ale bylam nimi rozczarowana....gdyz w zasadzie byl to wyklad polaczony z degustacja i tyle. Zreszta napisze o tym w jednym z kolejnych postow.

    OdpowiedzUsuń
  10. Magdo najdrozdza, Laura Zavan, o ktorej wspominalam do nas z Paryza przeciez przyjechala. Na pewno ma strone, na ktorej mozna sprawdzic, bo wiem, ze podobne zajecia prowadzi rowniez w Paryzu. Mowila miedzy innymi , ze zajmuje sie konsultingiem kulinarnym ;)) A te wszystkie pomysly z Mmmmmh po prostu trzeba zgapic. Chlopaki maja leb, na przyklad w ramach imprez team buildingowych proponuja team cooking. Na ich stronie mozna poczytac czym sie jeszcze zajmuja. Znam rowniez salon kuchenny pewnej znanej marki, w ktorym rowniez prowadzi sie takie kursy, bo w jaki sposob pokazac lepiej meble i sprzet agd jesli nie w praktyce ?

    Amber, miejsce rzeczywiscie fajne do takiej zabawy, lubie rowniez kontakt z innymi ludzmi. Szefowie, ktorzy prowadza warsztaty, chetnie dziela sie wiedza i doswiadczeniem, odpowiadaja na maile, przy czym niektorzy maja naprawde niebanalny i zabawny styl prowadzenia zajec. Na pewno pokaze kiedys jakis przepis z ich ksiazki.

    Lasqueen, takich warsztatow to ja ci naprawde zazdroszcze. No i brawo za spostrzegawczosc, rzeczywiscie nie byly to marolledus, uzylismy orechiette.

    Lidka, pozdrowienia. Co gotujemy na final ?
    ;))

    OdpowiedzUsuń
  11. W Pirenejach, jak w calej Europie, strasznie goraco, zdarzaja sie wiec chwile relaksu w domu. Z przyjemnoscia wowczas do Ciebie zagladam

    OdpowiedzUsuń
  12. Ach fajnie sobie to chlopaki wymyslili... Sklepik z zywnoscia, warsztaty kulinarne, risto i to wszystko w jednym :-))))

    OdpowiedzUsuń
  13. a widziesz, nie znalam wczesniej. bardzo podoba mi sie ta idea. sprytne chlopaki (osobniki).

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie dziwię się, ze te rondelki robią furorę! Cudne są...

    OdpowiedzUsuń
  15. Znalam to miejsce tylko z widzenia ale mnie zachecilas i dzis bylo mi po drodze i wstapilam. Super jest! Zastanawiam sie nad zielonym curry w przyszly czwartek ;-)

    OdpowiedzUsuń