poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Wakacyjne wędrówki w Mercantour oraz przepis na anchoïade

Park Mercantour to jeden z najmłodszych parków narodowych we Francji. Stosunkowo mało znany i odwiedzany, położony w Alpach Górnej Prowansji. Trudno dostępny – po opuszczeniu autostrady, za Sisteron, trzeba piąć się jeszcze długo, ponad 300 km, podrzędnymi drogami, najpierw między polami lawendy, sadami morelowymi i brzoskwiniowymi, mijając przydrożne stoiska z owocami prosto z drzewa. Trochę dalej wąskimi krętymi drogami. Po drodze niezliczone tunele, malowniczo położone, wręcz przyklejone do skał miasteczka. Zakręt za zakrętem, niejeden może przyprawić o zawrót głowy. Miejscami drogi są tak kręte i śmiałe, że trzeba naprawdę dobrego opanowania i umiejętności, żeby nie wylecieć z trasy. Całe szczęście najtrudniejszy ostatni odcinek drogi – kanion Gorges de Daluis - pokonywaliśmy już zupełnie sami na trasie, bez trąbiących ogonów i po ciemku.
A powiem wam, że warto było. Warto było dla panującego tam spokoju i ciszy, oszałamiających zapachów dziko rosnących ziół i lawendy, zapierających dech widoków, przesympatycznych ludzi spotkanych na szlaku czy rozrabiających tam bez skrępowania świstaków. Żeby poczuć się w innym świecie... Zresztą sami zobaczcie.


Mogłoby się wydawać, że w górach na kilkudniowej wędrówce z plecakiem, odżywiać się będziemy konserwami i suchym chlebem. Tymczasem wyprawa owocowała w ciekawe doznania kulinarne, dzięki niesamowitej organizacji Gilles'a.


Cóż może być lepszego po całym dniu marszu niż kapinka pastisu z plasterkiem suchej kiełbasy? Sałatka z dziko rosnącego mniszka ? Albo miska prowansalskiej zupy au pistou?


Mieliśmy okazję spróbować również rydzów (lactaires sanguins) w zalewie z oliwy i białego wina, a ta ciemna pasta to nie tapenade tylko anchoïade – zmiksowane, mocno czosnkowe fileciki anchois z oliwkami (przepis poniżej).


Anchoïade - pasta z anchois i czarnych oliwek


W sam raz na piknik albo apéritif:
200 g cieniutkich filetów anchois w oliwie
3 główki zmiażdżonego czosnku
2 łyżki drobno posiekanej natki pietruszki
1 łyżka soku z cytryny
2 łyżki oliwy
+ kilka wydrylowanych czarnych oliwek

Wszystkie składniki dokładnie zmiksować, doprawić świeżo mielonym pieprzem i gotowe.



Nasze posiłki kończyły się, jak to we Francji bywa, obowiązkowym plateau de fromages lokalnej produkcji.


Ponieważ Mercantour to dosyć dziki park i posiada niewiele schronisk, dozwolone jest biwakowanie. Namioty wolno rozbijać po 19.00 i należy je zwinąć przed 9.00. Jak to w górach, było zimno, ale przyjemnie było się budzić z pogwizdującymi świstakami, wśród kęp dziko rosnącego tymianku i lawendy, wełnianki albo gencjany.





Ostatnią noc spędziliśmy w malowniczym schronisku w Villeplane.





Jeśli mielibyście ochotę wybrać się kiedyś w tę część Alp, kilka linków:

Parc national du Mercantour
www.mercantour.eu

Itinerance-Trekking
Villeplane
06470 GUILLAUMES
FRANCE

Kolejny wpis poświęcony prowansalskim przysmakom wkrótce.


aaa

11 komentarzy:

  1. Fajnie, że już jesteś. Widoki zapierające dech w piersi. Kocham góry, tak samo jak morze i uwielbiam je oglądać choćby na zdjeciach.
    A ta zupka, to co to takiego? Wygląda na minestrone :)

    OdpowiedzUsuń
  2. piekne zdjęcia
    aż się głodna zrobiłam !

    OdpowiedzUsuń
  3. Lashqueen, ja też się cieszę. Soupe au pistou rzeczywiście trochę przypomina minestrone, w końcu z Prowansji do Ligurii niedaleko. Jej sekret polega na tym, że tuż przed podaniem doprawia się ją świeżo ukręconym pistou (pistou po prowansalsku to odpowiednik pesto, jak się można domyślić), z tym, że pistou w Prowansji nie zawiera sera, tylko samą bazylię, oliwę i czosnek. W zupie obowiązkowo powinny się znaleźć cukinie, fasola, cebula, pomidory i makaron, ale wiadomo, że tyle przepisów ile kucharek.

    Dorota, kiedyś myślałam, że na takich górskich wyprawach się chudnie...

    OdpowiedzUsuń
  4. tą pastę zrobię z pewnością!

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepięknie! Uwielbiam takie dzikie klimaty. My w czasie pobytu w Prowansji mieliśmy tylko 3 dni na chodzenie po górach. Cudowne wakacje i czekam na dalszy ciąg.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pieknie, pieknie, pieknie.
    A na dalsze przepisy czekam z uteskinieniem.

    OdpowiedzUsuń
  7. wspaniała relacja. czytałam ją z wypiekami na twarzy. taka szczegółowa, interesująca i dodatkowo upiększona rewelacyjnymi zdjęciami i wspaniałymi przepisami ;]

    OdpowiedzUsuń
  8. Cieszę się, że już jesteś:) Piękna relacja i widokowo i kulinarnie. Bardzo chętnie bym uczestniczyła w tych posiłkach.

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudownie ! Też będę musiała tam kiedyś pojechać.

    OdpowiedzUsuń
  10. Boze, jakie smakwowitości! PIękna relacja...

    Co do róży, o którą pytałaś w poście: ja zbierałam różę pięciolistną. TO jest ta na zdjęciach pośrodku, różowa:

    http://www.fotoprzyroda.pl/dzika-roza-rosa-canina-vt1353.htm

    Wielolistna (ta, co na zdjęciu u mnie na blogu) też może być. Ważne, że to drobna róża rosnąca wielkimi krzaczorami wszędzie, a nie te kalsyczne róże ozdobne.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Aniu, cieszę się, że do mnie zajrzałaś i dziękuję za odpowiedz ;)) Akurat TYCH róż nie mam w ogrodzie. Ale o przepisie nie zapomnę i coś mi mówi, że to będzie bardzo "konfiturowa" jesień.

    OdpowiedzUsuń