(proporcje na 4 porcje zupy)
1 duża cebula
200 g obranego i pokrojonego w plasterki selera
200 g obranych kasztanów
1 litr wywaru lub bulionu z kostki ekologicznej
trochę słodkiej śmietany
sól i pieprz
trochę masła
Obraną i pokrojoną cebulę wrzucamy na rozgrzane masło i dusimy przez kilka minut, pilnując, żeby się nie przypaliła i nie podkolorowała. Ma się po prostu zeszklić. Dodajemy pokrojone kawałki selera, mieszamy, przykrywamy pokrywką i po kilku minutach zalewamy bulionem. Dodajemy kasztany, solimy i gotujemy, aż seler będzie miękki. Zdejmujemy z ognia, dodajemy kilka łyżek śmietany i miksujemy na gładki, aksamitny krem. Doprawiamy wedle uznania. Zupę możemy udekorować upieczonymi plasterkami pancetty lub boczku lub pokruszonymi kasztanami.
Po kasztanach w zupie przyszła kolej na mąkę kasztanową. Już dawno miałam na nią ochotę, ale odstraszała mnie jej wygórowana cena – 10 euro lub więcej za kilogram! Po przeanalizowaniu kilku włoskich przepisów, zrozumiałam, że należy ją wymieszać z inną mąką, dzięki czemu powinno mi tego kilograma starczyć na dłużej, niż się spodziewałam ;)) W przeciwieństwie do mąki zbożowej kasztanowa nie zawiera bowiem glutenu i ma lekko szarawy, przybrudzony kolor. Kiedy zabrałam się za wyrabianie ciasta na makaron, jego kolor okazał się podobny do gliniastej papki, a rozwałkowane płaty makaronu przypominały papier pakowy. Za to sam makaron okazał się bardzo ciekawy i wcale nie smakował jak glina.
Ciągle szukam ciekawego pomysłu na sos do tego makaronu. Odezwijcie się, jeśli macie coś ciekawego na myśli. Na razie przetestowałam wersję, która wycięłam kiedyś z Elle (przepis podała Joanna Pawełczak z Esencji smaku): ricotta, trochę śmietany, parmezan i starte na grubej tarce kasztany. Całość wydała mi się bez wyrazu, więc za drugim podejściem zastąpiłam kasztany wędzonym boczkiem. Lepiej, ale to ciągle nie to.
Zainteresowanym zostawiam na razie składniki na sam makaron (tagliatelle di castagne), a z sosem będę dalej eksperymentować.
150 g mąki
150 g mąki kasztanowej
3 jajka
słuszna szczypta soli
zupa kasztanowa? ja znam kasztany tylko pod postacią kremu z kasztanów, który zresztą uwielbiam - to przysmak przede wszystkim Węgrów, kupuję sobie takie kasztany do scierania na krem w instytucie kult węgierskiej w wwie :) polecam sprobowac! przy okazji, znalazlam konkurs dla blogerow na stronie dni herbaty, fajna nagroda do wygrania bo warsztaty herbaciane, przekazuje dalej bo bralam udzial w takich warsztatach i bylo super a nie moge wziac udzialu w konkursie bo nei mam bloga :<<< jak chcesz to tu: www.dniherbaty.pl pod zakladka herbata z dodatkami :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za linka, zajrzę.
OdpowiedzUsuńA eksperymentów z kasztanami nie koniec.
kasztany?
OdpowiedzUsuńojej... ale niebywałe.
http://www.slodkakarmel-itka.blogspot.com
http://www.karmel-itka.blogspot.com
dzisiaj pierwszy raz eksperymetnowałam z kasztanami, zrobiłam pieczonego kurczaka i nie powiem ale siegne po nie jeszcze zeby głebiej poznac ich smak. twoja zupa brzmi zachecająco.
OdpowiedzUsuńto ci dopiero delicja, nie słyszałam o takim frykasie ale brzmi wyjątkowo wykwintnie i jak wygląda z tym boczkiem...fenomenalnie
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Monika
www.bentopopolsku.blogspot.com
To zupełnie nowy smak dla mnie! Do tej pory kasztany kojarzyły mi się tylko deserowo :)
OdpowiedzUsuńMialam przyjemnosc sprobowac - dla mnie super, a fanka kasztanow nie jestem.
OdpowiedzUsuńP.S. Dzieciom tez smakowala:)
a co z reszta obiadu, tzn drugim daniem i deserem ;) ? kiedy sie pojawią? bo jako fanka kasztanów czekam ze zniecierpliwieniem:)
OdpowiedzUsuńi skusiłaś mnie na wersje zupy z selerem!
pozdrawiam
Bardzo zainteresował mnie Twój przepis. Nieraz myślę o kasztanach, z pewnością można je dostać w Warszawie, ale bałabym się jakoś za nie zabrać, muszę się "oswoić" z tym pomysłem. Twoja zupa zachęca mnie do tego baaaardzo:)
OdpowiedzUsuńZrobiłam tę zupę, bardzo wszystkim smakowała. Dzięki za przepis,
OdpowiedzUsuńNobull.
A, "na drugie danie" było cassoulet, też mniej więcej według Twojego przepisu.